Trzeba
przezyc aby uwierzyc!
Co bylo a nie jest....
O bioenergoterapii
pierwszy raz uslyszalam w dziecinstwie. Kojarzyla mi sie potem
przez dlugie lata z masowymi imprezami organizowanymi na miejskich
stadionach, podczas ktorych uzdrowiciel w kilka sekund mial
w cudowny sposob uzdrowic tysiace osob zlaczonych lancuchem
rak.
Wsrod pokrzykiwan sluzb porzadkowych zdesperowane
matki usilowaly wepchnac swe chorowite dzieci jak najblizej
“cudotworcy”. Po tlumie chodzila wiesc gminna,
ze w Gdansku..., ze w Lodzi..., ze w Poznaniu… ktos
podniosl sie z wozka inwalidzkiego, ktos odzyskal wzrok, ktos
inny cisnal kule pod plot i pobiegl w podskokach do domu.
“Uzdrawiajace” masowki w szarej
beznadziei stanu wojennego kojarzyly sie troche z cudownym
pojawieniem sie ropy w Karlinie albo rownie sensacyjnym ladowaniem
UFO w zagrodzie u chlopa pod Opolem. Nie wyleczyly mnie z
astmy tak jak nie uzdrowily mojego malego przyjaciela cierpiacego
na nerczyce. Nie wiem czy zbiorowe “cuda” przyczynily
sie do popularyzacji tej dziedziny leczenia czy raczej jej
zaszkodzily - mnie zniechecily do bioenergoterapii na wiele
lat.
Trzeba bylo nie lada cudu, zeby przekonac takiego
sceptyka jak ja. “Cud” zdarzyl sie 20 lat pozniej...
Przezylam i uwierzylam.
Od wielu lat pracuje przy komputerze i od dlugiego
czasu cierpie na tzw carpal tunnel syndrom. W jego wyniku
kazde przesilenie lub uraz nerwu w przegubie lub przedramieniu
powoduje ostry bol w prawym barku i szyi. Obrocenie glowy
w takich wypadkach bywalo niemozliwe przez natepny tydzien
lub dwa. Oczywiscie spanie tylko przy srodkach nasennych ,
w przeciwnym wypadku budzil mnie kazdy ruch. Podniesienie
dziecka nie wchodzilo w ogole w rachube. Cierpialam tak przez
dlugi czas az moj syn poszedl do przedszkola “Delfin”
i okazalo sie, ze w domu na Arbor Road troskliwa opieke otrzyma
nie tylko dziecko ale i reszta rodziny. Tylko, ze… pietro
wyzej. W gabinecie Stanislawa Krawca –
znanego Polonii bioenergoterapeuty z Mississaugi.
Coraz czesciej zdarzalo nam sie przed odebraniem
dziecka biec na kozetke po troche energii od “doktora”
Stasia. Pamietam moje zdumienie kiedy bol barku i szyi, ktory
kiedys uniemozliwial normalne funkcjonowanie teraz znikl po
dwoch sesjach u pana Stanislawa. Dla mnie – wystarczajacy
cud. Zle doswiadczenia z bioenergoterapia sprzed lat zostaly
zastapione solidna wiara, ze TO DZIALA. Dzialalo nie tylko
przez zniwelowanie bolu ale tez przez rozluznienie miesni
spietych w ciasne wezly przez 8-10 godzin sleczenia przy komputerze,
przez stres i obciazenia plecow np. przy noszeniu dziecka.
Przez pol godziny na kozetce przy relaksujacej
muzyce czulo sie, ze jest sie (doslownie) w dobrych rekach.
Naprawde nie chce sie wstawac i wracac do rzeczywistosci.
Przyzwyczailismy sie traktowac “naszego”
pana Stasia jak terapeute rodzinnego. Kiedy mama przyjezdza
z Polski natychmiast wybiera sie na Arbor Rd. na podreperowanie
zdrowia. Z powodu zmian zwyrodnieniowych kregoslupa od lat
cierpi na powazne bole plecow i bioder. Staje sie to wielkim
utrudnieniem zycia, bol odbiera radosc zycia a takze ogranicza
znacznie ruchowosc. Nie ma na to skutecznych lekow. Srodki
przeciwbolowe sa tylko doraznym rozwiazaniem. Fizjoterapia
dziala dopiero po jakims czasie. Za to na efekty energii pana
Stanislawa nie trzeba czekac dlugo, bol ustepuje po kilku
sesjach, wraca chec do zycia.
Ktoregos razu moja sceptyczna mama zaskoczona
byla pytaniem: - Czy miala pani kiedys uszkodzony kregoslup,
bo czuje to wyraznie pod rekami? - Mama wprawdzie cierpi na
skolioze ale nie przypominala sobie powazniejszego urazu wiec
nie przywiazywala do tego pytania wielkiej wagi. Kilka miesiecy
pozniej po przswietleniu kregoslupa lekarka spytala mame czy
miala kiedys zlamany kregoslup. Pan Stanislaw czesto mowi:
- czuje cos w watrobie, zrob sobie przeswietlenie. Albo: -
Idz na USG bo mi sie ta nerka nie podoba. Dzieki temu moj
maz dowiedzial sie o cyscie w nerce.
U mamy zwyrodnienia ukladu kostnego nie koncza
sie, niestey na kregoslupie. Ich rezultatem jest takze powazna
deformacja stop. Byle nadwyrezenie lub pechowe potkniecie
konczy sie niemal unieruchomieniem na kolejne kilka tygodni.
Spacer, czy wyjscie do sklepu na rogu staja sie prawie niemozliwe.
Bol pozostaje nawet przez 2-3 miesiace. Gorace, pelne smogu
torontonskie lato odbija sie fatalnie na stanie stop i kregoslupa
mamy. Jak dlugo mozna funkcjonowac na srodkach przeciwbolowych?!
A jednak dzieki naszemu rodzinnemu bioenergoterapeucie
mozna po kilku dniach odstawic Tylenol 3 i wrocic do zycia.
Cud? Pan Stanislaw pewnie smialby sie z tego. Nie ma piramidy
na podworku ani nie prowadzi turnusow pieknosci, za to jego
pacjenci, ktorzy bardzo szybko staja sie stalymi pacjentami
traktowani sa tu jak domownicy. "Image" pana Stanislawa
nie bardzo pasuje do wizerunku cudotworcy a jednak cuda zdarzaja
sie w Mississaudze na Arbor Rd. Bo cudem jest przywrocenie
usmiechu i woli zycia zbolalemu, schorowanemu czlowiekowi.
Stanislaw Krawiec nie jest jasnowidzem, nie
bawi sie w pana Boga - on CZUJE pod rekami zmiany energii
w organizmie. Kiedys zapytal mnie czy mialam uraz stopy bo
czuje wyrazna roznice temperatury. Dokladnie w tym miejscu
mialam pekniecie 22 lata temu. Pacjenci roznie odbieraja energie.
Niektorzy czuja goraco plynace z jego rak. Moj maz "placze"
rzewnymi lzami... z jednego oka i mowi, ze czuje jak udrazniaja
mu sie zatoki. Ja mam wrazenie takiej lekkosci, ze ciezko
ustac na nogach, podobnie moja mama. A dziecko? Dziecko pedzi
do Dziadka - jak nazywa pana Stanislawa - zeby jego tez Dziadek
troche podleczyl.
I faktycznie, pomoc pana Stanislawa okazala
sie dla naszego czterolatka zbawienna. Dwa tygodnie wczesniej
spedzilismy noc w szpitalu - dziecko w masce tlenowej z lekiem
sterydowym na "otworzenie" oskrzeli. Nic nie przraza
matki bardziej niz choroba dziecka - diagnoza nie byla trudna
do przewidzenia - astma! Wiedzialam, ze przy nastepym takim
ataku znow czeka nas wizyta w szpitalu. Kiedy jednak kaszel
wrocil po dwoch tygodniach, zanim wybralismy sie do szpitala
pojechalismy z Tymkiem do "Dziadka" - Po jednej
sesji maska tlenowa okazala sie juz niepotrzebna. Duszacy,
astmatyczny kaszel, ktrory przez cale noce trzymal cala rodzine
na nogach minal.
Przez ocean...
Stanislaw Krawiec stal sie nierozlaczna czescia
naszej rodziny. Kiedy w Polsce ciezko zachorowal moj ojciec
on sam zaproponowal terapie na odleglosc. Zamiast pacjenta
miejsce w gabinecie zajmuje jego zdjecie. To nie jest zadne
hokus-pokus - po prostu terapeuta potrzebuje skoncentrowac
sie na leczonej osobie by moc jej przekazac jak najwiecej
energii.
Pan Stanislaw umawia sie z odleglym pacjentem
na konkretna godzine, kaze sie polozyc i zrelaksowac. Najczesciej
pacjenci odczuwaja podczas takiego zabiegu mrowienie w ciele.
Czesto zastypiaja w trakcie terapii, czasem pierwszym spokojnym
snem od dluzszego czasu.
Moja mama rowniez korzystala z tej formy leczenia
- Przygotowywala sie wlasnie do kolejnego przyjazdu do Kanady.
Czekal ja jednak jeszcze nieprzyjemny zabieg u chirurga szczekowego.
Po raz drugi zrobila jej sie narosl na dziasle. Taka sama
miala usuwana chirurgicznie kilka lat wczesniej. Konsekwencje
zabiegu sa dosc nieprzyjemne, szwy w ustach, problem z jedzeniem
i mowa. Nieusunieta jednak, moze sie uzlosliwic. Po trzech
sesjach "long distance" mama mogla odwolac umowiona
wizyte w szpitalu - narosl znikla bez sladu.
Taka sama metode zastosowal by pomoc mojej przyjaciolce
w Polsce, ktora zachorowala na nowotwor u podstawy czaszki.
Malgosia musiala brac potezna dwke lekow sterydowych na obkurczanie
guza, ktory mogl byc jedynie czesciowo usuniety. W Polsce
nic wiecej nie mozna bylo dla niej zrobic. Gosia czekala na
leczenie za granica ale bole glowy stawaly sie nie do zneisienia.
Podobnie jak zawroty glowy i postepujaca utrata sluchu. Kiedy
powiedzialam jej o bioenergoterapeucie z Missisaugi Malgosia
byla szczesliwa, ze moze skorzystac z jego pomocy. Pan Stanislaw
wspomagal i wspomaga ja juz od ponad roku, przekazywal jej
energie przed i po radioterapii prowadzonej za granica. Teraz
wdzieczna "pacjentka na odleglosc" opowiada, ze
tylko dzieki panu Stasiowi byla w stanie odstawic sterydy.
Kazda poprzednia proba konczyla sie fiaskiem, potworny bol
glowy, zachwiania rownowagi i ogolne rozbicie powodowaly,
ze wracala do sterydow, ktorych skutki uboczne sialy spustoszenie
w jej organizmie. Dzis Malgosia patrzy w przyszlosc z nadzieja,
wyniki badan coraz lepsze i od czasu do czasu telefon od nieznananego
a przeciez tak bliskiego "doktora" Stasia, ktory
nie tylko pocieszy ale i rozbawi do lez. Wysmieje prosby by
pozwolil zrekompensowac w jakis sposob swoj czas i energie.
Kiedy moja inna kolezanka z Polski zaczela tracic
nadzieje, ze wygra z rakiem natychmiast poprosilam o pomoc
pana Stanislawa. Jola cierpi na wyjatkowa agresywna forme
nowotworu. Choroba, operacje, chemio- i radioterapia spowodowaly
u niej zalamanie psychiczne. Jola nie mogla spac. Choroba,
stres i strach odebraly wszystkie sily do dalszej walki. Po
kilku rozmowach telefonicznych z panem Stasiem i kilku sesjach
na odleglosc Jola znow sie usmiechnela. Mowi, ze spi spokojnie
pierwszy raz od dlugiego czasu. Wrocila nadzieja.
Kamil Durczok w swej ksiazce "Wygrac zycie"
pisze, ze prowadzacy go lekarz onkolog dal mu numer telefonu
zaufanego bioenergoterapeuty. W przypadku Durczoka agresywna
chemoterapia wystarczyla by zwalczyc raka, ale czesto chorzy
sa tak wyczerpani chemia, ze nie maja sil by walczyc zarowno
z choroba jak i skutkami ubocznymi leczenia. Wyniszczony organizm
potrzebuje regeneracji bo wyczerpal juz wszystkie rezerwy.
Stanislaw Krawiec nie uwaza sie za cudotworce
i choc wierzy gleboko w wielka sile swej energii to nie przytlacza
swa osobowoscia. Nie konkuruje z medycyna konwencjonalna ale
czesto niesie pomoc tam gdzie medycyna akademicka zawodzi
albo gdzie nie dociera. Swoim pacjentom ofiaruje dobre slowo
i szelmowskie poczucie humoru, ktore razem z energia emanujaca
z jego rak to recepta na wyleczenie.
Ewa H.
Mississauga
|